piątek, 13 listopada 2009

Katolicyzm – syn marnotrawny judaizmu

Mieli rację apologeci chrześcijaństwa twierdząc, iż świat antyczny był przygotowany na przyjęcie nauki Chrystusa. Idee cierpiącego za ludzkość boga/ herosa - zbawcy, miłosiernej bogini matki, czy świata materii jako więzienia i pułapki dla duszy, były w czasach Konstantyna Wielkiego, pierwszego chrześcijańskiego cesarza na dobre zakorzenione w świadomości obywateli imperium.Nie znaczy to jednak, iż chrześcijaństwo było, mimo wielu niewątpliwie grecko – rzymskich naleciałości i analogii tworem rodzimym. Lew Gumilow pisał ongiś o instynkcie pasjonarnym, czy jednostkach pasjonarnych, w odniesieniu do zdolności kulturotwórczych i cywilizacyjnych. W kontekście genezy chrześcijaństwa nie sposób ominąć wkładu pewnej bardzo pasjonarnej nacji, a mianowicie Żydów. Zastanówmy się bowiem nad korzeniami naszej europejskiej cywilizacji. Każdy wykształcony człowiek zdefiniuje je jako bazę grecko – rzymską o treści chrześcijańskiej. Dziś mówi się nawet o judeo – chrześcijańskich korzeniach Europy, co jest czasem przedmiotem krytyki konserwatystów, podkreślających odcięcie się Kościoła od Synagogi. Niesłusznie. Sama Biblia jest zbiorem podań, historii i legend „narodu wybranego”, jak zwykli o się nieskromnie tytułować Żydzi. Nikt też nie zaprzeczy, że twórcy i apostołowie chrystianizmu, w tym Paweł z Tarsu byli Żydami. Dlaczego jednak oni i dlaczego jako narzędzia użyli chrześcijaństwa, a nie judaizmu? Idea mesjańska była mocna pod panowaniem Rzymu i miała wymiar przede wszystkim polityczny. Zresztą, w historii „narodu wybranego” polityka z religią była nierozłącznie spleciona. Przyjrzyjmy się faktom. Palestyna zajęta przez Rzymian i przekształcona w marionetkowe państewko. Przepowiednie o królu zbawcy narodu wybranego pochodzącym z linii dawidowej. W pewnym momencie pojawia się Chrystus – zapowiedziany przez proroków mesjasz. Abstrahujmy od tego, czy był postacią historyczną, czy nie, w tamtych czasach ludzi podających się za mesjasza było dziesiątki. Zresztą, nawet jeśli nie, wymyślono by go na potrzeby czasu, w końcu jak przekonuje biblistyka większość opowieści ewangeliści brali pełnymi garściami nawet z pogańskich legend. Jego misja nie zostaje zaakceptowana przez główny nurt judaizmu, jednak wykształca się pewien dość prężny ruch, stanowiący alternatywę zarówno do faryzeizmu jak i dążeń rewolucyjnych zelotów. Powstanie Bar Kochby, krwawo spacyfikowane przez Rzymian, wojny żydowskie i zburzenie Świątyni Jerozolimskiej w rezultacie jako wypełnienie biblijnej przepowiedni to koniec nadziei wyzwoleńczych Żydów. „Naród wybrany”, jak sama nazwa wskazuje miał poczucie misji. Diaspora starała się nawracać ludzi z zewnątrz. Jednak poganom obca była idea monoteizmu, a przyjęcie nowego boga wiązało się w tym wypadku z autoidentyfikacją z obcym narodem. Chrześcijaństwo zaś jest czymś pośrednim; wyrasta z żydowskich mitów narodowych i tradycji, ale odpowiednio zinterpretowane może pokazać bardziej uniwersalną twarz jako religia soteriologiczna dla dosłownie każdego. Jezus nie walczy przecież o ziemską chwałę Izraela, bowiem jego królestwo jest nie z tego świata, jego ofiara zaś jest „drugim przymierzem”, odejściem od koncepcji lepszej rasy. Potem przychodzi Paweł ubiera to wszystko w szaty antyczne wprowadzając neoplatońskie i gnostyckie pojęcia Logosu, Eonu, etc. Co najważniejsze zaś odchodzi od Synagogi, obrzezanie i koszerne jedzenie to już przeszłość i z tą ofertą wychodzi do wszystkich, a zwłaszcza do pogan; „nie ma już Greka, ni Żyda”. Co na to Żydzi? Synagoga odcięła się od chrześcijaństwa równie stanowczo, jak ono odcięło się od judaizmu. Po dziś dzień ortodoksyjni Żydzi oczekują na przyjście mesjasza. Chrześcijanie zaś odtąd starali się przedstawiać Żydów jako zabójców Jezusa, jakby zapominając o jego własnym pochodzeniu (Jeszua). Ponadto, w formie rzymsko katolickiej zostało ono mocno zpoganizowane; kult obrazów, świętych, pogańska niedziela dniem wolnym na przekór żydowskiemu szabasowi itd., wymieniać można by było długo. Przez dwa tysiące lat rozmaite incydenty przypominały o wzajemnej wrogości obu nurtów. Jedni dla drugich byli godnymi pogardy „rzezańcami”, lub „gojami”. Nie powinno nas to jednak mylić. Były to i są kłótnie w rodzinie, o czym przypominał nieustannie, za swojego pontyfikatu Jan Paweł II nazywając Żydów „naszymi starszymi braćmi w wierze”. Razem z nimi modlił się też przed ścianą płaczu. Dziś Kościół realizując politykę ekumenizmu używa sformułowania „judeochrześcijaństwo”. Czyżby powrót syna marnotrawnego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz