sobota, 5 grudnia 2009

Koniunktura czy konwersja? O nawróceniu Konstantyna

Wielka zmiana matrycy ideologicznej naszego kontynentu, jaką było upaństwowienie chrześcijaństwa w IV w n.e. jest tematem dość bagatelizowanym przez polską naukę w stosunku do historycznej wagi tego procesu. A przecież bez żadnej przesady można stwierdzić, iż decyzja Konstantyna o adaptacji chrześcijaństwa zadecydowała o kulturowym obliczu Europy aż po dziś dzień. Była, co prawda seria pozycji Aleksandra Krawczuka ukazująca kulisy chrystianizacji Imperium w kontekście referowania postaci odpowiedzialnych za to cesarzy, lecz to wszystko za mało.
Mamy za to na półkach księgarskich dziesiątki 'antykwarycznych' cegieł, po które sięgają tylko specjaliści. Wojskowość Rzymu, jego kanalizacja, czy ubiór mieszkańców są, nie wiedzieć czemu na top liście. Tym czasem kwestie późnorzymskiego kryzysu ideowego i adaptowanie w ciągu zaledwie ćwierćwiecza niedawno jeszcze represjonowanego chrześcijaństwa do rangi jedynej słusznej doktryny imperialnej sprowadzone jest do banalnego komunału o rzekomym śnie Konstantyna w 312 r. i jego natychmiastowym nawróceniu.
Notabene, byli i tacy historycy, którzy sen ów starali się wytłumaczyć w kategoriach historycznych jako autentyczny cud.
Nie dziwi więc, iż ostatnim czasem pojawiło się kilka, tłumaczonych rzecz jasna bardziej obiektywnych pozycji w tej dziedzinie. Mamy Franka Kolba; „Ideał późnoantycznego władcy” prezentację ideologii propagandowej od Dioklecjana do Teodozjusza, czy Pierra Chavin; „Ostatni poganie” o rywalizacji późnoantycznego „pogaństwa” z młodym Kościołem. Obie książki, choć bardzo specjalistyczne to warte lektury jako obiektywne.
Właśnie do księgarń trafiła nowa pozycja, tym razem już konkretnie o nawróceniu Konstantyna, któremu zresztą autor poświęca większą część pracy. „Początki chrześcijańskiego świata (312-394)”, najnowsza książka Paula Veyne w przeciwieństwie do wyżej wymienionych poprzedniczek jest pozycją zaangażowaną, to znaczy stara się obronić tezę nie do obronienia. Wedle autora nawrócenie Konstantyna miało miejsce, był on szczerym i oddanym człowiekiem Kościoła wierzącym w Boga Jedynego Chrystusa.
Dlaczego nie można się bezkrytycznie zgodzić z autorem? Nie mam zamiaru polemizować z jego wywodami, ani tym bardziej zaprzeczyć tej tezie, wykluczając jakiekolwiek osobiste zaangażowanie religijne Konstantyna. Był on, mimo podkreślanej przez siebie 'boskości' niewątpliwie człowiekiem i mógł się wahać.
Jednak poniższe fakty pokazują odwrotną stronę medalu; bardziej pragmatyczne motywy chrztu Imperium.
Konstantyn rozpoczynał karierę polityczną w zainicjowanej przez Dioklecjana tetrarchii. Utworzona w 293 roku polegała na podziale władzy w imperium na czterech ludzi, kontrolujących różne obszary geograficzne. Dwóch, wyższych rangą augustów i dwóch podlegających im cezarów.
Ojciec Konstantyna cezar Konstancjusz Chlorus był poganinem, wyznawcą Sol Invictus. Mimo iż nie był fanatykiem, to jednak za czasów swoich współrządów z Dioklecjanem nie cofał się przed wykonywaniem edyktów antychrześcijańskich. Później dla celów propagandowych Konstantyn uczynił z niego chrześcijanina, w czym wtórował mu nadworny teolog Euzebiusz z Cezarei; „bardzo życzliwy dla słowa Bożego”, „żadnym sposobem nie uczestniczył w wojnie przeciwko nam”,1 takimi słowami opisując jego ojca.
Dla Konstantyna nie było miejsca w planach dynastycznych. Przebywał jako honorowy zakładnik na dworze Galeriusza i ręczył za lojalność ojca , współrządcy Maksymiana cezara Konstancjusza Chlorusa.
Konstancjusz wkrótce zmarł wyznaczając uprzednio Konstantyna na swego następcę. Nie ma na to jednak żadnych dowodów, prócz słów samego Konstantyna2. Starszym Augustem został Galeriusz, młodszym Sewer, oni to mieli wyznaczyć nowego Cezara. Tymczasem żołnierze okrzyknęli Konstantyna wręcz Augustem. Wysłał on do Galeriusza posłów, rzekomo potwierdzając jego zwierzchność, a w istocie stawiając go przed faktem dokonanym. Galeriusz uznał wprawdzie prawo Konstantyna do tronu, lecz tylko jako Cezara, a więc dopiero na czwartym miejscu w tetrarchii. Nie zmienia to jednak faktu, iż z formalnego punktu widzenia Konstantyn był uzurpatorem.
Maksymin z kolei aby zneutralizować władcze zapędy Konstantyna ofiarował mu tytuł Augusta i rękę swojej córki Fausty. Konstantyn przyjął tą ofertę i za dzień ślubu wybrał datę swojego mianowania na Augusta. Odbyło się to w 307 roku, prawdopodobnie 25 grudnia, gdyż był to dzień narodzin Boga Słońca3. Konstantyn podobnie jak jego ojciec był wyznawcą Słońca Niezwyciężonego skojarzonego z Mitrą i Apollem, których kult był rozpowszechniony na półwyspie Bałkańskim, zkąd pochodził Chlorus.
Wzajemne stosunki między tetrarchami, oraz kwestie sukcesji ukonstytuować miał w 308 r zjazd w Karnuntum. Nad Dunajem spotykają się Dioklecjan, Galeriusz i Maksymian. Dioklecjan stanowczo odmawia powrotu na tron. Augustem w miejsce zmarłego Sewera ma zostać Licyniusz, a w jego władzy Panonia. Wiedziano jednak, że w przyszłości uderzy na Italię Maksencjusza, którego uznawano za uzurpatora. Na zjazd, nie tylko nie zaproszono Konstantyna, ale w ogóle nie poruszano nawet jego kwestii. Nie był więc wtedy władcą , z którym należało się liczyć.
Konstantyn w 310 r. nawiązuje porozumienie z Licyniuszem; zaręcza z nim swoją siostrę przyrodnią Konstancję, a jej brat Dalmacjusz obejmuje wysokie stanowisko w armii Licyniusza. Podjęto plany przyszłego podziału Imperium; Konstantynowi przypadłby Zachód, zaś Licyniuszowi Wschód.
Potencjalnym rywalem Konstantyna na Zachodzie był Maksencjusz, który już wtedy szukał zbliżenia z Maksymianem Dają. Oboje byli zwolennikami raczej pogaństwa niż chrześcijaństwa, choć w przypadku Maksencjusza nie było w tym jak już wspomniano przejawów antagonizmu. Możliwe więc, iż Licyniusz z Konstantynem już wtedy liczyli się z potencjalnym poparciem chrześcijaństwa.
Gdy w 311 r. Maksencjusz odebrał Konstantynowi prowincje hiszpańskie, ten przystąpił do kontrofensywy. Zaatakował Italię i choć dysponował słabszymi siłami zadał nawet przeciwnikowi kilka znaczących klęsk.
28 października 312 r. dochodzi do rozstrzygającej bitwy przy Moście Mulwijskim (Pons Mulvius). Konstantyn zwycięża Maksencjusza i to ponoć za sprawą boskiej pomocy anioła, który każe namalować znak boga na tarczach żołnierzy, mówiąc, iż pod tym znakiem zwycięży.
Historia ta wydaje się dość banalna i typowa dla ówczesnej propagandy, by przypomnieć choćby prawie identyczne widzenia Aureliusza, Aureliana, czy również Konstantyna w Galii. Nie jest taką jednak przez fakt, iż przeszła do historii i dla wielu legenda ta stała si rzeczywistością gdy przyjmują za datę nawrócenia Konstantyna rok 312.
Nie ma racji bytu 'obiektywne' rozważanie wizji Konstantyna w kategoriach zjawiska astronomicznego z prostego powodu. Nikt o tym wydarzeniu nie wspomina!4 Nie ma ono potwierdzenia w żadnych pozakościelnych źródłach.
A jeszcze pół wieku później Cyryl Jerozolimski pisząc o widzeniu Konstancjusza II, w którym miał on ujrzeć meteor kreślący na niebie znak krzyża porównuje to wydarzenie jako cud do znalezienia krzyża w Ziemi Świętej przez jego ojca Konstantyna, a przecież aż prosiłoby się o przyrównanie go do wizji z labarum! Widocznie jeszcze w owym czasie nikt nie przywiązywał do tej 'wizji' większej wagi.5
Co ciekawe „Historia Kościelna” z roku 314 Euzebiusza nie wspomina ani słowem o wizji! Zadowala się jedynie przyrównaniem wojsk Maksencjusza do tonącego w Tybrze do faraona, podczas przejścia Izraelitow przez Może Czerwone, zaś Konstantynowi przypada w niej rola Mojżesza. Czyżby więc sprawa ta nie była na tyle istotna by o niej wspominać, a może dopiero po latach kronikarz miał się o niej dowiedzieć?
Tak więc dopiero w późniejszym czasie spreparowano legendę o śnie Konstantyna. Nadworny propagandysta, autor podania, Laktancjusz pisze o nim tak: „Zbliżał się dzień w którym Maksencjusz niegdyś objął władzę, to jest 28 października; kończyły się obchody pięciolecia rządów. Konstantyn otrzymał napomnienie w czasie spoczynku, że winien opatrzyć tarcze niebiańskim znakiem Boga i tak stoczyć bitwę. Uczynił, jak mu nakazano. Wypisał na tarczach Chrystusa: litera I przechodziła przez literę X, wierzchołek zaś miała zagięty. Wojsko, uzbrojone tym znakiem, chwyciło za oręż”.6
Wiele lat później Euzebiusz przystępując do pracy nad „Żywotem Konstantyna” przekazuje historię z wizją znaku, lecz odmienną od tej którą pozostawił Laktancjusz.
Konstantyn miał bowiem ujrzeć znak na kilka tygodni przed bitwą, a nie poprzedzającej ją nocy.7
Euzebiusz czyni z wizji kolejny etap przemiany duchowej cesarza, który przed bitwą prosił o pomoc Boga wyznawanego przez ojca Konstancjusza Chlorusa, zapominając, iż był nim Sol Invistus!.
Znak miał mu się ukazać po południu, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, wtedy miał ujrzeć świetlisty krzyż z napisem; 'W tym zwyciężaj'. Nie rozumiał jeszcze co oznaczało to zjawisko. We śnie tej nocy ukazał mu się Chrystus z tym samym znakiem, który wcześniej widział na niebie i polecił by uczynił go godłem swoich wojsk. Cesarz miał się ponoć dowiedzieć od kapłanów chrześcijańskich kim był ów Bóg i czym był znak. Od tej pory miał ich też wziąć za doradców, słuchając słowa Bożego i czcząc Chrystusa.
Znak miał wyglądać następująco; „Długa, pozłacana włócznia miała przecznicę, nadającą jej kształt krzyża. U samej góry włóczni był przymocowany wieniec (...). W nim znajdował się monogram Zbawiciela, a mianowicie duże litery, które jako pierwsze oznaczały imię Chrystusa, tak że litera P przechodziła w pośrodku litery X. Głoski te zwykł był cesarz później nosić także na swym szyszaku”8
Tak więc jedna wersja wydarzeń pochodzi, jak już było wspomniane z „O śmierciach prześladowców” Laktancjusza, druga zaś z „Żywota Konstantyna” Euzebiusza, powstających w latach 337-340.
Inaczej z kolei mitologizuje całe wydarzenie łaciński panegiryk z 313 r, najstarszy znany opis tej bitwy. Daje on pogańską egzegezę 'cudu'(oczywiście cudu samego zwycięstwa!). Powróci ona w 321 r w panegiryku Nazariusza. Otóż Konstantyn miał jakoby zawdzięczać zwycięstwo posiłkom niebiańskim wysłanym przez ojca, Konstancjusza Chlorusa.9
O umieszczaniu przez cesarza na swym hełmie chryzmy po bitwie na moście Mulwijskim dowodzą monety wyemitowane w 315 r. z okazji decenaliów. Nie konweniuje to jednak z pojawianiem się na monetach aż do 321 wizerunku Konstantyna i Sol Invictusa jako bóstwa opiekuńczego. Czyżby więc nawrócenie Konstantyna przebiegało w ukryciu, bądź też stosował on ostrożną politykę szukania względów zarówno wśród henoteistycznych pogan jak i chrześcijan? A może znak ten nie kłócił się ze Słońcem, gdyż był jego własnym, a nie chrześcijańskim symbolem?
Niemiecki historyk Walter O. Moeller zadał właśnie takie pytanie; czy Chi-Rho to naprawdę monogram Jezusa Chrystusa?
Istnieją poważne dowody na to, iż tak zwane Chi Rho było w istocie pogańskim symbolem solarnym sięgającym odległej starożytności i dość popularnym w ówczesnym świecie. Wystarczy przyjrzeć się prahistorycznemu sześcioszprychowemu kołu solarnemu, jeśli pozbawimy go okręgu otrzymujemy dokładnie Iota Chi, tak znak kładziony był na posadzkach w Aquincum, co związane było z kultem solarnym10.
Kult Sol Invictus był rozpowszechniony w Syrii. Inskrypcja z Tona w Algierii dedykowana Sol Invictus ma za pierwszą literę pojedyncze X, co zostało zinterpretowane jako abrewiacja od XPONOZ czyli Saturn11. Podobnie wielkie S namalowane na jednym z pompejańskich grafiti jak sądzi Moeller może oznaczać Saturna, bądź nawet Sol a nie, jak długo sądzono być skrótem od 'salutem'.
Z kolei około trzydziestu tak zwanych „chrystogramów”, lub monogramów zbliżających się wyglądem do Chi-Rho pojawia się na amforach odkrytych w Pompejach. O tym, że nie są to w istocie chrystogramy świadczy ich zróżnicowanie; tylko niektóre spośród nich odpowiadają dokładnie temu znakowi. Po drugie, pojawiające się na nich napisy świadczą o tym że zawierały „świętą wodę z Nilu”, używaną w misteriach Izydy - „dar Sarapisa”.
Nie tylko zresztą w Pompejach pojawiają się podobne monogramy. Walter O. Moeller wskazuje również rysunki z Dura Europos, gdzie występuje zarówno Chi-Iota , jak i Jota-Chi symbolizując przeciwieństwa. Jeden znak odpowiada Księżycowi (obok narysowany jest półksiężyc) drugi zaś jest symbolem Słońca.
Ikonografia monet konstantyńskich zdaje się potwierdzać pogańską interpretację 'monogramu'; wizerunki Słońca Niezwyciężonego i napisy go sławiące pojawiają się, aż do 320 r. Zresztą jeszcze w 315 r., a więc, aż trzy lata po zwycięstwie na moście Mulwijskim pod rzekomymi auspicjami Chrystusa, na mocy uchwały senatu skończono wotywny łuk tryumfalny z tej okazji. Co ciekawe, nie ma na płaskorzeźbach tego pomnika żadnych śladów czy nawiązań do chrześcijaństwa, co poddaje w wątpliwość ewentualne nawrócenie Konstantyna. Są za to symbole słoneczne, jak choćby rydwan wznoszący się ku Słońcu.
Łuk Konstantyna na inskrypcji wspomina enigmatycznie o zwycięstwie z „natchnienia boskości” nie precyzując jej istoty. Owa ‘boskość’ (divinitas) to termin przystający raczej do filozofii neoplatońskiej niż chrześcijaństwa. W każdym razie, z pewnością zbyt niejednoznaczny by był jego świadectwem. Istnieje też inna możliwość; cesarz już wówczas doceniający siłę chrześcijaństwa, jego popularność dążył do synkretyzmu monoteistycznego, w którym pod mglistym pojęciem ‘boskości’, czy ‘opatrzności’ każdy, czy to chrześcijanin, czy poganin odnalazłby swojego Boga. Taką sugestię musi nasuwać mowa pochwalna na cześć zwycięstwa wygłoszona w Trewirze w 313 r. W podniosłym, niemal modlitewnym tonie retor zwraca się do anonimowej siły boskiej o zachowanie Konstantyna po wszystkie wieki; „Ciebie błagamy i prosimy, najwyższy stwórco wszechrzeczy, który tyle masz imion, ile zechciałeś ustanowić różnych języków wśród ludów; nie możemy bowiem wiedzieć, jak sam pragniesz być nazwany...”12
O pragmatyzmie samego cesarza w kwestiach religijnych może świadczyć choćby zdanie z, tak zwanego 'edyktu mediolańskiego', który dawał chrześcijanom swobodę wyznania religii, gdyż; „jakie by nie istniało na niebie bóstwo może być pomyślne i przychylne nam i wszystkim podlegającym naszej władzy”13. Cel był zatem czysto polityczny; pokój wewnątrz za wszelką cenę.
Na soborze w Niceii w 325 r. Konstantyn mówił o tym wprost:”Ponieważ dobrobyt państwa pouczył mnie, jak wielka jest dobroć Bożej potęgi, więc uznałem, że celem powinno przede wszystkim być zachowanie wśród tak szczęśliwych ludów jednej wiary, jednej miłości prawdziwej, jednego wspólnego kultu Boga Wszechmocnego. A że w tym względzie nie powinno być podjęte żadne postanowienie niezmienne i trwałe, jeśli nie zbiorą się wszyscy biskupi lub przynajmniej ich większość i nie podejmą decyzji, dlatego spotkało się bardzo wielu biskupów, a ja znalazłem się wśród nich, ponieważ nie mogę zaprzeczyć, że tym, co sprawia mi tak wielką radość, jest być towarzyszem waszym w służbie Bożej”.14
Nie pada tu imię owego enigmatycznego Boga, wcześniej jednak gdy Konstantyn usiłował zażegnać spór doktrynalny (między trynitarystami a arianami) na drodze polubownej tak o nim pisał; „...nie zmuszam was do zmiany poglądów na tematy, które jakkolwiek byśmy je nazwali, są po prostu śmieszne. Możecie zachować jedność i wspólnotę, zachowując własne zdania w tak mało ważnym przedmiocie. Pogódźcie się tylko duchem i sercem w sprawach dotyczących bóstwa... Jeżeli zaś chodzi o problemy błahe, o które się sprzeczacie, możecie im dawać rozmaite rozwiązania, abyście tylko umieli zachować w tajemnicy różnicę zdań. Użyczcie mi spokojnych dni i spokojnych nocy”15.
Krawczuk stawia jednoznaczną konkluzję: „Jedno jest oczywiste: w świetle dostępnych dokumentów nie może być mowy o jakimkolwiek gwałtownym nawróceniu się czy też o przełomie religijnym w życiu Konstantyna”.
Konstantyn był niewątpliwie megalomanem. Mało mu było monarchicznych, jedynowładczych ambicji, jak wielu przed nim (Aleksander Wielki), czy po nim (Adolf Hitler) widział się w roli męża opatrzności. Poza tym; „wybranka bogów”, „boskiego człowieka”, „natchnionego przez boskość”, „człowieka, który przejrzał istotę rzeczy”, etc. Oczywiście osobiste przekonanie nie wystarcza, należy je podbudować odpowiednimi relacjami. Od tego byli propagandowi poeci.
Konstantyn nie był pierwszym, któremu ukazało się bóstwo, tak samo jak Chrystus nie był pierwszym bogiem, który mu się ukazał. Miał już bowiem w swoim curriculum, jedne boskie odwiedziny.
H. Gregoire uważał, iż genezy wizji Konstantyna należy się doszukiwać w panegiryku z 310 roku. Tradycja z 312 r. miała zaś być jedynie jej chrześcijańskim przetworzeniem, o czym świadczy fakt wspominania o niej przez pisarzy chrześcijańskich dopiero na wiele lat po wydarzeniu.
Konstantyn dążąc do rozprawy z Germanami zwrócił się o pomoc do bóstwa, które jego ojciec dążył szczególnymi względami – Apollona. Bóstwo to utożsamiane było ze Słońcem Niezwyciężonym. Zbaczając nieco z drogi w dzisiejszej miejscowości Grand doznał podobno niezwykłego przeżycia. Na własne oczy miał ujrzeć Apollona. Wedle słów panegirysty opiewającego to wydarzenie. Konstantyn; „ujrzał boga i w jego postaci rozpoznał samego siebie”, a dalej „któremu przeznaczone jest królowanie nad całym światem, jak mówią natchnione pieśni wieszczów”.16
Co ciekawe, panegirysta przywołuje obraz Apollona, który wraz z boginią zwycięstwa ofiarowuje mu wieńce laurowe, z których każdy zawierał wróżbę lat trzydziestu.
Opowieść o objawieniu Apollona ma być odbiciem porzucenia przez Konstantyna kultu Herkulesa, skompromitowanego rewoltą Maksymiana z dynastii herkulijskiej i poszukiwaniu ideowego protektora w Słońcu – Apollonie.
Konstantyn długo jednak jeszcze formalnie akceptował zasadę tetrarchii. Jednak właśnie w 310 Apollo, tożsamy z Sol Invictus jest tym bogiem „w którym Konstantyn rozpoznaje samego siebie”. Jest więc on wcieleniem Apolla którego moc „numen”, jako „najwyższy obecny bóg” nosi sam w sobie.
Co ciekawe Sol Invictus był również bóstwem opiekuńczym Klaudiusza II Gockiego, podobnie zresztą jak Aureliana, który również pretendował do jego linii dynastycznej. Sol – Apollo pojawia się odtąd na emitowanych przez Konstantyna monetach jako jego towarzysz, lub niemal sobowtór. Pojawia się także na medalu w łuku tryumfalnym z okazji wiktorii nad Maksencjuszem, w przeciwieństwie do symboliki chrzścijańskiej do której nie ma najmniejszego odniesienia co jest sprzeczne z poglądem jakoby bitwa ta miała decydujący wpływ na jego konwersję.
Cała ta sprawa pokazuje, że plany Konstantyna były równie ambitne jak Oktawiana Augusta. Widział on siebie w roli wcielenia samego boga Słońca Niezwyciężonego, nazwanego czasami również Słońcem Sprawiedliwości, mającego wcielić marzenia o powrocie złotego wieku na ziemi. Nawiązuje to do czwartej ekologii Wergiliusza, (która przypominana była z okazji omawiania polityki religijnej Augusta). Pokazuje ona również ówczesne przekonania religijne Konstantyna dalekie od chrześcijaństwa.
Materialnym dowodem tej propagandy są monety wybijane przez kilkanaście lat w mennicach Konstantyna. Noszą one dedykacje „Soli Comiti Augusti”; Słońcu Towarzyszowi Augusta; „Soli Comiti Constantini Augusti”; Słońcu towarzyszowi Konstantyna Augusta; „Soli Invicto Comiti”; Słońcu Niezwyciężonemu Towarzyszowi. Co ciekawe tylko Konstantyn zdobił monety wizerunkiem swoim i słonecznego bóstwa17.
Istniał jednak i inny aspekt wyboru Apollona Sol Invictusa na swojego patrona przez Konstantyna. Zarówno bowiem on jak i Konstancjusz jako następcy Maksymiana należeli do dynastii herkulijskiej. Wszczynając wojny przeciwko swoim rywalom z jednego boskiego pnia, Konstancjusz musiał podbudować swój autorytet innym, potężniejszym patronatem. Wybór padł na Słońce Niezwyciężone, którego status przybliżał się w wierzeniach Imperium stopniowo do bóstwa najwyższego.
Trzeba też pamiętać, iż nadworni pisarze Konstantyna zajmowali się zawodowo propagandą, dlatego należy nieufnie podchodzić do ich relacji, starając się dostrzec za nimi ukryte intencje. Przykładowo zarówno Maksencjusz jak i Licyniusz darzyli chrześcijaństwo sympatią, jednakże nadworni propagandyści Konstantyna włożyli wiele trudu w zniekształcenie ich obrazu jako bezbożników i pogan, zwłaszcza, iż uprzednio zdarzało się im wypowiadać pochlebne opinie na temat cesarzy.
Ze źródeł pogańskich jedyna ważniejsza informacja o nawróceniu Konstantyna pochodzi od Zosimosa, który umieszcza nawrócenie Konstantyna w 326 r., a więc po zabójstwie Kryspusa i Fausta. Jednak jego relacja jest niewiarygodna (źródło jest późne i oparte na zaginionej pracy Eunapiosa, poganina i fanatycznego wroga chrześcijaństwa).
W 326 Konstantyn za namową Fausty macochy Kryspusa, jego pierworodnego syna zgładził go. Wkrótce potem Fausta zapłaciła za swoje knowania. Matka Konstantyna Helena w zemście za śmierć swojego wnuka nakłoniła cesarza do ukarania żony. Fausta oskarżona o cudzołóstwo została stracona przez umieszczenie w rozgrzanej łaźni, gdzie się udusiła.
Jedno ze źródeł przekazuje historię, jakoby cesarz czując wyrzuty sumienia po tych straszliwych czynach, jakich dopuścił się względem bliskich szukał pokuty u pogańskich kapłanów. Ci mieli odpowiedzieć mu, iż nie znają obrządków mogących zmyć tak potworne zbrodnie. Wówczas z pomocą przyszedł mu pewien Egipcjanin przybywający z Hiszpanii, który poradził mu, iż jedynie religia chrześcijańska ma moc darowania takich grzechów. Odtąd Cesarz miał stać się gorliwym jej wyznawcą. Jest to oczywiście historia propagandowa, mająca ośmieszyć cesarza i wykpić jego politykę religijną. Powstała zapewne w niesprzyjających mu kręgach pogańskich. Pogańscy pisarze wykpili ten akt jako próbę ekspiacji za zbrodnie przeciw własnej rodzinie.
Przyjęcie przez Konstantyna chrztu przed śmiercią trudno jednoznacznie zinterpretować. Może być zarówno przejawem strachu, jak też głębokiej wiary, gdyż wierzono, iż taki chrzest zmniejsza ryzyko popełnienia po tym akcie grzechu śmiertelnego. Euzebiusz napomyka przy tej okazji, podkreślając wagę wydarzenia dla cesarza, iż odmówił on odtąd noszenia purpury cesarskiej odziewając się jedynie w biel.18
Bez względu jednak na to, jaki był osobisty stosunek Konstantyna do religii,
analiza kształtowania się go z punktu widzenia czystego, politycznego pragmatyzmu wygląda następująco. Cesarz, jako tetrarcha z dynastii 'herkulijskiej' a więc podrzędnej wobec 'jowijskich' augustów ma wiele szczęścia w potyczkach o władzę. Eliminuje stopniowo z gry rywali, którym formalnie winien jest posłuszeństwo. Jako władca prowincji zachodnich szermuje prochrześcijańską propagandą tolerancyjną, bowiem to właśnie ziemie wschodnie imperium są wylęgarnią chrześcijańskiego fanatyzmu. W ten sposób zyskuje sobie piątą kolumnę na terytorium wroga. Po zwycięstwie, gdy wraz z Licyniuszem sprawuje wyłączną władzę jego herkluijskość staje się anachronizmem. Kiedy pokonuje i jego, jedno Imperium, jeden cesarz, domaga się dopełnienia w jednym, najlepiej innym niż dotychczasowi Bogu. Logika musiała wydawać się prosta, skoro podobny argument wynosiło wielu pisarzy chrześcijańskich, w tym Euzebiusz.
Zaczyna więc faworyzować chrześcijaństwo, początkowo jednak dość ostrożnie, tylko tolerując, zarazem popierając pogaństwo o charakterze solarnym. Widocznie, usiłując pogodzić dwie religie, unikając wszelkich jednoznacznych deklaracji, cesarz mógł starać się o pozyskanie jak najszerszego oparcia, nie zrażając sobie, tak przywiązanej do tradycji arystokracji senatorskiej, jak i w dużym stopniu chrześcijańskiego ludu. Być może nie chciał też identyfikując się wyraźnie odcinać sobie drogi manewru, zawsze gdyby jego przeciwnik obstawiłby jedną z kart, on mógłby wykorzystać drugą. Co ciekawe, w tym kontekście warto wspomnieć, iż Konstantyn jednoznacznie zerwał z pogaństwem i zaangażował się w działalność Kościoła dopiero po zwycięstwie nad Licyniuszem, co potwierdzałoby kierowanie się takim właśnie motywem.
Tak więc chrzest Imperium oscylował gdzieś pomiędzy polityczną koniunkturą, megalomanią męża opatrznościowego, za jakiego uważał się Konstantyn, a dość mglistymi rozterkami metafizycznymi w sumie chyba agnostyka. Jak pisała A. Cameron; „Konstantyn bezwiednie stworzył Kościół”19, a Maria Jaczynowska dodaje, że; „uznał w chrześcijaństwie siłę zdolną wesprzeć jego panowanie”20.
Co prawda chrześcijaństwo nie pozwalało mu, ani na pretendowanie do boskości, a już tym bardziej do miana Boga, czy takiej z nim poufałości jak w przypadku Sol Invictus, (którego był towarzyszem), lecz, za to mógł się zadowolić mianem świętego i trzynastego apostoła.
Warto o tym wiedzieć by krytycznie spojrzeć na tak zdecydowane stanowisko autora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz