poniedziałek, 28 grudnia 2009

Urodziny Słońca – o „Bożym Narodzeniu” inaczej

O tym, iż Boże Narodzenie to święto pogańskie w swojej genezie nie trzeba dziś nikogo przekonywać. Ci, którzy niepokalane poczęcie jest faktem historycznym i tak nie uznają żadnej argumentacji. Nie o to tu zresztą chodzi, lecz o obalenie innego, „naukowego” mitu dotyczącego święta przesilenia. W naukach historycznych przyjęło się tłumaczyć wszelkie obrzędy religijne prahistorii i starożytności jako ekspresję struktury społeczno gospodarczej danej kultury. Na wzór marksistowski więc byt warunkuje świadomość; ludzie oddawali cześć Słońcu, Księżycowi, deszczom, itp., jako konkretnym siłom przyrody, gdyż warunkują one naturalne cykle wegetacyjne, od których zależy przetrwanie w świecie nie ujarzmionym przez cywilizację technologiczną. Oczywiście, w jakimś stopniu odpowiada to rzeczywistości, zwłaszcza gdy chodziło o kulty rolnicze. Zapomniano jednak, o jednym istotnym fakcie; starożytne cywilizacje były konstrukcjami organicznymi, w których poszczególne grupy społeczne miały przydzielone konkretne funkcje, oraz konkretnych bogów. W związku z tym, arystokracja królewska i kapłańska (nierzadko łącząca obie funkcje), nie tylko wyznawała inne bóstwa, lecz także posiadała odrębną, pogłębioną i 'uduchowioną' metafizykę. Tak więc, nawet to samo bóstwo interpretowano na różne sposoby.
Weźmy dla przykładu Słońce będące przedmiotem naszego zainteresowania w kontekście „Bożego Narodzenia”. Dla rolnika było życiodajną siłą zapładniającą ziemię by wydała plony, a dla neoplatonizującego Juliana Apostaty, by posłużyć się konkretnym przykładem duchowym czynnikiem 'zapładniającym' inteligencję materialną.
T ak więc możemy tu mówić o interpretacji egzorterycznej i ezoterycznej. Ten dualizm jest zresztą typowy dla starożytnych tradycji, których mity i obrzędy zawierają w sobie dwie warstwy; zewnętrzną czytelną dla wielu i symboliczną zrozumiałą dla elit. Jakie więc było znaczenie ezoteryczne święta przesilenia zimowego, jaką rolę odgrywało samo Słońce i skąd wzięła się jego zbieżność z datą narodzin Chrystusa? Aby odpowiedzieć na te pytania trzeba przeanalizować symbolik ę solarną w starożytnym Rzymie.
W pierwszych wiekach naszej ery szczególną popularność zyskała w świecie grecko rzymskim astrologia, a wraz z nią oczywiście poszukiwanie związków pomiędzy pozycjami planet, znakami zodiaku a życiem ludzkim. Szczególna rola przypadła Słońcu jako największemu i najistotniejszemu ciału niebieskiemu. Jak pisał Frank Cumont w dziele „Astrologia i religia wśród Greków i Rzymian”; „Z astrologicznych spekulacji Chaldejczycy wywiedli cały system religijnych dogmatów. Słońce umieszczone pośrodku planet określa ich harmonijne ruchy. Jego żar popędza je do przodu, a następnie przyciąga je na powrót do siebie i w ten sposób stale kontroluje ono i określa, stosownie do swych rożnych aspektów kierunek ich biegów I ich oddziaływanie na ziemię. Ogniste serce tego świata, ożywia ono ten wielki organizm, a ponieważ gwiazdy są posłuszne jego komendzie, panuje ono niepodzielnie nad wszechświatem. Promieniowanie jego splendoru oświetla boski ogrom nieba, ale zarazem w tej jasności jest inteligencja, jet ono początkiem wszelkiego rozumu, a jako, niezmordowany siewca rozsiewa ono niezmordowanie na świat poniżej nasiona żniwa dusz (logos spermatikos). Nasze krótkie życie jest tylko szczególną formą uniwersalnego życia. Ta naturalistyczna teologia narzuciła Rzymowi i innym narodom kult Niepokonanego Słońca (Sol Invictus) jako władcy całej natury, stwórcy i protektora ludzi.”1
Chrześcijaństwo z kolei nie pojawiło się w próżni, lecz powstało i dojrzewało w konkretnych warunkach kulturowych późnego imperium rzymskiego i z tradycji antyku właśnie czerpało więcej niż z myśli żydowskiej pod odcięciu się przez apostoła Pawła od gminy jerozolimskiej. Młody ruch religijny mając ambicję uniwersalistyczne poprzez skierowanie swojego przesłania zarówno do „Greka i Żyda” musiał posługiwać się językiem filozoficznym hellenizmu. Pierwsze kroki poczynił dla judaizmu Żyd Filon, z kolei już Paweł z Tarsu swobodnie posługiwał się w swoich ewangeliach terminami Logosu czy Eonu.
Na tym oczywiście nie poprzestano. Młody ruch religijny potrzebował swojej liturgii oraz świąt mogących konkurować z pogańskimi. Oczywiście istotnym czynnikiem dla tej monoteistycznej religii w walce o supremację było tworzenie substytutów, zwłaszcza w dziedzinie obrzędowości.
Tak też było w przypadku święta bożego narodzenia. Pismo święte nie podaje jakichkolwiek wskazówek, jakoby Jezus miał przyjść na świat w zimie, w dodatku w dniu dziwnym trafem zbiegającym się z przesileniem słonecznym.
W Imperium II i III wieku bardzo popularny był kult Słońca Niezwyciężonego, można wręcz powiedzieć, iż bóg ten awansował do roli najwyższego w panteonie inaugurując coś na kształt henoteizmu za sprawą cesarzy, takich jak Heliogabal, Aurelian, czy wczesny Konstantyn Wielki. Najistotniejszym kalendarzowym świętem z nim związanym był dzień jego narodzin – diies natalis sol invicti przypadający na 25 grudnia. Był to dzień przesilenia, obchodzony również w wielu innych kulturach; Słońce po całorocznej wędrówce osiągało punkt najniższy w zenicie – 'umierało', po czym 'odradzając się' rozpoczynało cykl wstępujący.
Wielu mówi o przypadkowej zbieżności dwóch dat; narodzin Jezusa i Słońca, w końcu pojawiają się dwie wzmianki na początku III w. o obchodzeniu tego święta przez chrześcijan; u Hipolita i Sekstusa Juliusza Afrykańśkiego, a przecież datę świąt Sol Invictus miał ustalić Aurelian dopiero pół wieku później.
Nie jest to jednak prawdą w ścisłym tego słowa znaczeniu. Jak pisze w swojej pracy Robert Suski2
Aurelian wprowadził jedynie wyścigi rydwanów w tym dniu, co nie ma najmniejszego związku z samym świętem, o wiele starszym, bo sięgającym początków naszej ery.
Zmiana święta Sol na narodziny Chrystusa nastąpiła dopiero w IV wieku po upaństwowieniu Chrześcijaństwa przez Konstantyna. O pierwszym publicznym celebrowaniu tego święta mówi notatka w Chronografie z 354 r.
Skąd jednak wzięła się tak wielka popularność kultu solarnego i co w istocie wyrażało święto narodzin Słońca?
Wśród późnorzymskich elit intelektualnych rozpowszechniony był neoplatonizm, wraz z nim wiara w emanacje absolutu w kolejne, coraz niższe i mniej uduchowione formy bytu. Owym źródłem wszelkiego bytu było Słońce duchowe, którego Słońce materialne było zaledwie fizyczną reprezentacją. To właśnie Słońce, jako „światło ducha”, czy najwyższą świadomość było uważane przez neoplatoników za praprzyczynę, „czysty intelekt” emanujący z hyperkosmii (ponad świata) w enkosmię (świat stworzony). Jak pisze Pierre Chuvin3 podkreślając bliskość tej myśli z późniejszą chrześcijańską koncepcją trójcy świętej; „Ojciec, będąc źródłem wszystkiej rzeczy, przekazał je drugiemu intelektowi, który wy, cała ludzka rasa, nazywacie pierwszym. Mieszając ducha z materią, drugi intelekt stworzył świat dostrzegalny zmysłami”.
Symbolika boskiej triady była bowiem jak najbardziej pogańskiej proweniencji. Już pitagorejczyk Okellos z Lukanii twierdzić miał w V w p.n.e., że; „Triada, ta pierwsza, ustanowiła początek, środek i koniec”. Z kolei cesarz Julian odwoływał się do doktryny „trzech królów”, tak tłumacząc konstrukcję świata w myśli neoplatońskiej: „Ten oto świat, boski i piękny, utrzymywany od szczytu sklepienia niebieskiego do najniższych poziomów ziemi przez wieczną boską opatrzność, istnieje nie będąc poczętym, wieczny na zawsze, a pilnuje go nic innego, jak tylko piąte ciało (eter), które opiera się na blasku słońca, a potem na drugim poziomie, istnieje świat inteligibilny, w sposób jeszcze bardziej oczywisty, dzięki Królowi wszechrzeczy, do którego dąży wszystko, co istnieje”4.
Ten „Król wszechrzeczy” był jak to ujawnił Apollo z Klaros; „Zrodzony sam z siebie, o wrodzonej mądrości, bez matki, niezwyciężony, noszący nie jedno, lecz wiele imion, źródło Ognia, oto, czym jest Bóg”.
Czym więc było Słońce, określane przez Proklosa i innych neoplatoników5 zamiennie jako „Książę Ognia”, „Król Ognia Umysłowego”, „Pan Świata”?
Było praprzyczyną, źródłem, władcą czasu i losu, tak jak Słońce widzialne jest władcą ciał niebieskich; planet i gwiazd, zodiaku, określających przeznaczenie ludzkie.
Siła ta jako wielki poruszyciel, miała za symbol krzyż arktyczny, czyli swastykę, starożytny znak emanacjonizmu. Oznacza ona w istocie, nie tyle Słońce (tym bardziej rozumiane jako siła przyrody), lecz „nieruchomego poruszyciela” (Cakravartin). Rdzeń świata, absolut, Brahmana w Indiach. Innym odpowiednikiem swastyki będzie gnostycki Ouroboros, kosmiczny wąż połykający własny ogon. W wielu religiach pojawia się również motyw kosmicznego węża owiniętego wokół pnia drzewa świata. Warto też wspomnieć, że również alchemicy wykorzystywali węża zwiniętego w ósemkę jako symbolu nieskończoności.
W świecie późnego antyku istniało wiele bóstw personifikujących Wieczny Czas i posiadających konotacje solarne. Wystarczy wymienić; Aiona, Apolla, Sol, Staurna, czy Mithrę, którego zresztą łączono nierzadko z kultem Sol Invictus.
Istnieją opinie iż wszystkie one, są manifestacjami tego samego bóstwa, jako że istnieje tak wiele motywów ściśle je ze sobą łączących. Jednym z nich jest sam fakt patronowania Saturna jako boga czasu wiekowi złotemu, a samo złoto jest symboliczną barwą słońca. Co istotniejsze jednak, wszystkie te bóstwa przyświecały świętu związanemu z nadejściem Nowego Roku i rozpoczęciem przez Słońce wstępującej drogi po ekliptyce. Satrurn jako wyobrażenie Starego Roku miał święto saturnalia rozpoczynające się 17 grudnia i trwające kilka do kilkunastu dni, a na moment przesilenia – 25 grudnia przypadało święto narodzin Słońca (Sol Invictus), w Egipcie obchodzono wówczas Kronia – narodziny Kronosa. 25 grudnia obchodzono również narodziny Mithry błędnie identyfikowanego ze Słońcem Niezwyciężonym. Z kolei na 6 stycznia przypadało święto Janusa (stąd nazwa miesiąca January) patrona nowego czasu, identycznie jak mitrejski Zervan (Aion) klucznika. W Aleksandrii właśnie wtedy obchodzono święto Aiona.
Innym bóstwem solarnym był Herakles, do którego zwracać się miano z następującą modlitwą; „Boże w tunice z gwiazd, Heraklesie, Książę Ognia, Panie Świata, Pasterzu Ludzkich Losów...”6. Dalej zaś następuje seria porównań do Słońca, zarządcy dwunastu miesięcy roku. Warto przypomnieć, iż również i Mitrę (w końcu o przydomku Sol Invictus!) nazywano wymiennie Władcą Eonów.
Tak więc wszystkie te bóstwa solarne, wydają się personifikacjami jednej i tej samej kosmicznej siły, władcy czasu i nieruchomego poruszyciela; - Axis Mundi, „osi świata”, co potwierdza się w też przypadku patrona wyroczni Delfickiej Apolla.
Nie tylko w swojej nazwie zawiera on polarny, osiowy rdzeń, ale i w jego sanktuarium delfickim znajdował się Omfalos, kamień symbolizujący centrum świata.
Plutarch, kapłan Apolla Delfach pisał, o swoim bogu, iż reprezentuje Jednię (od gr. a-pollon; „nie wiele”) i że jego relacja w stosunku do Heliosa, słońca materii jest taka, jak Ducha do ciała7.
Mitrę zaś nazwano w końcu niekiedy Panem Czasów. Co ciekawe wartość liczbowa Mitry (od słowa Mithras) wynosi 360; M 40, I 10, Th 9, R 100, A 1, S 200. Aby uzyskać liczbę 365 często pisano jego imię jako Meithras. Tą samą wartość liczbową ma gnostycki bóg Czasu Abraxas. Ponadto imiona obu z nich właściwie pisane składają się z siedmiu liter a więc tylu ile jest planet i stopni wtajemniczenia8 w misteria mitrejskie.
Niektóre rzeźby Mitry nasuwają też skojarzenia z innym bogiem Czasu – Aionem. Jego postać wydobywa się poza granice świata materialnego często przedstawianego jako opleciona wężem Ouroborosem (gnostycki symbol wiecznego powrotu, pętli uwarunkowań) skała o kształcie jaja. Mitra, jako urodzony ze skały wymiennego z jaskinią symbolu kosmosu ma status 'zbawionego' z ziemskich uwarunkowań.
Mithra ukazywany był pod postacią skrzydlatego boga wewnątrz koła zodiakalnego. To właśnie on jest poruszycielem Uniwersum, władcą Eonów – Aionem, czy też perskim Zurvanem, a wartością numeryczną jego imienia jest 365, liczba dni w roku.
Co jest również bardzo istotne, sam Mithra przedstawiany był często na reliefach jako ten, co narodził się ze skały, lub kosmicznego jaja. Być może jednak, jak na to wskazuje powyższy kontekst i na co zwraca uwagę prof. Ulansey9 nie chodzi tu o fizyczne narodziny, czy w ogóle o narodziny, ale raczej o przekroczenie barier kosmosu. Przedstawienia bowiem zwracają uwagę na fakt bycia Mithry poza sferyczną skałą/jajem. W tym wypadku, o ile mitrejska jaskinia jest kosmosem widzianym od wewnątrz, sferyczna skała z której wynurza się Mithra byłaby jego przedstawieniem od zewnątrz. Taką interpretację potwierdza to, że wokół owej „skały” owija się często wąż będący znanym orfickim i gnostyckim wyobrażeniem kosmosu otoczonego przez Lewiatana. W takim wypadku chodziłoby więc nie o narodziny Mithry ze skały lecz, co najwyżej o jego „ponowne narodziny”, jako inicjowanego. O wejście w sferę hiperkosmii, po przekroczeniu bariery kosmosu (skałą = materia). Co więcej Mithra dokonuje owego aktu samodzielnie, o czym świadczy łopata w jego ręku (w drugiej ręce trzyma zazwyczaj nóż).
Mitrejska grota (lub podziemna świątynia) była więc miejscem początku, inicjacji to w niej świętowano 25 grudnia jako dies natalis sol invicti, narodziny boga Mitry ze skały. Samo słowo „inicjacja” wywodzi się od łacińskiego initium – początek, stąd bierze się słowo inicjować czyli zapoczątkować. „In ire” oznacza również wchodzić i wiąże się z Janusem, bogiem opiekuńczym początku. Staje się więc jasna geneza słowa Janua (od nich januarius – styczeń, a więc miesiąc inaugurujący początek roku, oraz drogi wstępującej Słońca po ekliptyce) - wejściowe wrota, w tym wypadku wrota północne, otwierające przestrzeń inicjacji stanowiącej most łączący niebiosa z ziemią.
Wrota te neoplatonik Porfiriusz umieszcza w znaku Koziorożca: „Rzymianie świętują saturnalia, kiedy Słońce jest w sferze Koziorożca...w tym festiwalu niewolnicy odgrywają role ludzi wolnych... Takie święta ukazują zamiar ich twórcy, że mianowicie ci, którzy stali się niewolnikami, za przyczyną bramy nieba są teraz wyzwoleni przez święto Kronosa (to jest Koziorożca) jako powstali z martwych i mając nowe narodzenie. Ścieżka biorąca swój początek u Koziorożca jest drogą zstępowania. Dalej, jako że bramę nazywają Janua to miesiąc otwierający zwą januarius, kiedy to słońce powraca do Koziorożca, czyli ku wschodowi i powoli podnosi się ku północy”10.
W tym wypadku miejsca przecięcia się zodiaku z ekliptyką, a więc punkty przesilenia słonecznego letniego i zimowego wyznaczały kosmiczne wrota. Północne wejście było do zstępowania dusz ku Ziemi, zaś południowe dla wstępowania ich w sferę gwiezdną, aż wreszcie hyperkosmiczną – Empireum.
Wedle Homera jednak; „Tego wejścia ludzie przekroczyć nie mogą, należy ono bowiem do Nieśmiertelnych”11. Czyżby więc, wyznawca Mithry dochodząc do ostatniego stopnia wtajemniczenia stawał się „nieśmiertelnym” w sensie duchowym, a więc równy bogom? Jest to wielce prawdopodobne, gdyż, jak już zostało wspomniane przez Celsusa celem tych misteriów była wędrówka przez siedem sfer planetarnych ku górze, czyli ku wyzwoleniu z „planetarnych” uwarunkowań, żądz i skłonności niższego Ja.
Jako żywo przypomina to gnostycką koncepcję sferycznego świata materii stworzonego przez Demiurga i strzeżonego przez jego archontów (Eony), strażników poszczególnych bram.
Tak więc w doktrynie neoplatonizmu, gnozy i związanego z nimi mitraizmu daty przesileń związane z roczną wędrówką Słońca po ekliptyce były okresami o szczególnych właściwościach inicjacyjnych otwierały „bramy niebios”umożliwiając „wędrówkę planetarną” inicjowanego ku wyższym sferom ducha. Byłaby to więc odwrotność procesu emanacyjnego; powrót do źródła, owego centrum, osi świata z której promieniuje wszelki świadomy Byt. Lecz wszystko to są zaledwie spekulacje wobec skąpych źródeł z tamtych epok. To, na co możemy sobie odpowiedzieć z całą pewnością to pytanie o przyczyny chrześcijańskiej inspiracji świętem przesilenia słonecznego.
Cesarze III wieku bacznie przyglądali się ekspansji nowych doktryn religijnych starając się wybrać i poprzeć te, które nadałyby im boskiego autorytetu umacniając tym samym tron i integrując na powrót polityczno -duchową jedność Imperium.
Faworyzowali zwłaszcza zmierzające ku henoteizmowi kulty solarne, czy bogów -herosów Jupitera i Herkulesa. Stopniowo wchodziły na scenę bóstwa o charakterze solarnym; Baal, Apollo, Mitra, Sol, Herkules. Mitra czy Sol Invictus. Nie tylko monoteistyczny mitraizm, ale również filozofia neopitagorejska przyczyniła się do upowszechnienia pojmowania cesarza jako wzoru (archétypon) Najwyższego Stwórcy i jego deifikacji.
Dlaczego jednak Kościół zdecydował się inkorporować święto narodzin Słońca i przekształcić je w narodziny Jezusa Chrystusa? Powodów należy szukać w żywotności uniwersalnych archetypów; Chrystus był przecież nazywany; „Światłością świata”, czy „Słońcem sprawiedliwości”, jeden z fresków przedstawia go nawet jako Słońce Niezwyciężone w rydwanie! Jak pisze Jean Paul Roux:„Począwszy od II stulecia prawnicy rzymscy rozwijali tezę o przeniesieniu władzy z populus Romanus na cesarza. Sakralny charakter dotyczył nie tyle człowieka co instytucji mającej sankcję w Sol Invicti. Wystarczyło więc zastąpić Słońce Niezwyciężone Bogiem Chrystusem Królem, by pogański kult cesarza zastąpić respektem wobec pomazańca Chrystusa na ziemi. Dlatego też w roku 335 albo 339 ustalono, że Boże Narodzenie przypada na 25 grudzień – dzień, w którym obchodzono dotąd narodziny Słońca. I nie był to przypadek”.12
I nie jest też przypadkiem, iż na ścianie mitreum w Ostii widnieje napis; „Et nos servasti eternali sanguino fuso”. „I nas zbawiłeś przelewając wieczną krew”.
Zapożyczeń solarnych w chrześcijaństwie pierwszych wieków było tak wiele, iż Tertulian zmuszony był oznajmić pogańskim adwersarzom z rozbrajającą szczerością; „Powiadacie że czcimy Słońce. Owszem, nie inaczej niż wy” (Ad nationes).
W końcu, dzięki Konstantynowi Wielkiemu, towarzyszowi Sol Invictus, postać Chrystusa uległa solaryzacji i nabrała królewskiego majestatu. Tak dokonała się kolejna metamorfoza wiecznego archetypu kosmicznego bieguna, Króla Świata. Surowy Pantokrator w solarnej mandorli zastąpił dobrego pasterza z owieczką. Chrystus stał się Słońcem nowej ery; ery Ryb.

2 komentarze:

  1. Proszę poprawić banner Wolnych Mediów lub wkleić button toplisty WM.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze, Jezus Chrystuis jest w Biblii nazywany „Słońcem”. W Ewangelii wg Łukasza czytamy:
    „(…) dzięki litości serdecznej Boga naszego. Przez nią z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju” (Łk 1,78–79).

    Po drugie, wypadałoby cytować Tertuliana uczciwie, nie wyrywając pojedynczych słów.
    Napisał on bowiem "„sądzą, że słońce jest bogiem chrześcijan, jako, że jest rzeczą znaną, iż podczas modlitwy zwracamy się na wschód, albo że cieszymy się w dniu słońca” (do pogan) nie pozostawiając wątpliwości że są to mniemania błędne:
    „dzień słońca poświęcamy radości, ale z całkiem innego powodu aniżeli ze czci dla słońca” Apologetyk.
    Po co takie skrajne bzdury pisać?
    Marek Piotrowski mpiotrowsky@yahoo.com

    OdpowiedzUsuń