piątek, 13 listopada 2009

Społeczeństwo a teoria gier

Każda cywilizacja, społeczeństwo, wreszcie najmniejsza zbiorowość ludzka ma swoje pisane, bądź nie reguły i wartości. Składają się one na pewien kod kulturowy; ideomatrycę, by użyć sformułowania Jana Stachniuka.
Każdy człowiek żyjący w danej społeczności zobowiązany jest grać w pewną grę wedle panujących w niej zasad. Innymi słowy przydzielona zostaje mu, bądź też, tak jak dziś wybiera sobie pewną rolę społeczną. Nawet jeśli z rolą łączą się niedogodności, jest ona najczęściej akceptowana, gdyż człowiek, jako zwierze stadne woli znaczyć niewiele w stadzie, niż nic poza nim. Poza społecznością jest chaotyczny świat natury, braku norm, etykiet i kodów kulturowych. Człowiek zaś broni się przed chaosem i dezintegracją; „poprzez zakotwiczenie (...) życia w metafizyce i instytucjonalnych „zasadach” – Bóg, Kraj, Rodzina, Prawo – bazujących na przywilejach wydawanych przez władze dysponujące przymusem (na takiej samej zasadzie jak wydaje się licencję na polowanie), przepajających nas poczuciem oficjalności, autentyzmu i bezpieczeństwa, co pozwala odsunąć na bok uczucie, że dokumenty te nie są warte nawet papieru, na którym zostały spisane (tak jak paszport ustanawia czyjąś tożsamość mimo, że może być podrobiony)” (Ligotti Thomas, The Conspiracy Against the Human Race, za; www.zacmienie.org)
W ten sposób powstaje świat sztuczny, oparty na ideach i ich symbolach tworzących pewną ideomatrycę, którą niczym na powielaczu instytucje władzy odciskają na kolejnych szczeblach hierarchii. Rodzi się Matrix. Jego idee powielane są przez instytucje władzy. Kiedyś funkcję takiego powielacza spełniał Kościół, z kazaniami z ambony kierowanymi do najprostszych i najniższych nawet elementów społecznej układanki, dziś zastąpiły go media.
Matrix sięga jednak głębiej, niż się to się nawet wydaje programistom społecznym. Oni sami przecież są również tylko ludźmi, którzy warunkowani są przez wbudowane oprogramowanie; kod DNA. To on każe nam łączyć się automatycznie w stada/ hordy/ plemiona/ klany/ bractwa/ związki etc. etc., gdyż jesteśmy z natury zwierzętami stadnymi; ssakami.
Na przestrzeni wieków, w cywilizacjach „czasu wolnego” (by użyć terminu Roberta Antona Wilsona), w wyższych warstwach powstały jednak techniki kontroli i deprogramowania poszczególnych obwodów neurogenetycznych, a więc między innymi i naszych mechanizmów stadnych. Techniki te pomagały poznać reguły gry, której podlegamy i zmieniać je wedle uznania. Gdy zaspokojone zostaną podstawowe potrzeby fizycznego istnienia (bezpieczeństwo, terytorium, pozycja społeczna) u jednostek predysponowanych pojawia się pytanie co dalej? I dlaczego?
Tacy ludzie zaczynają nie tylko grać we własne gry, ale i ustalać ich reguły. Czasem tworzą pewien Matrix stawiając się w jednym szeregu ze stwórcą. Dlatego też zazdrosny demiurg judeochrześcijaństwa zawsze obawiał się konkurencji. Kim był Szatan, biblijne uosobienie zła, jeśli nie konkurentem, który nakłonił ludzi do poznania zasad gry? Podobnie jest w przypadku społeczeństw; magowie, alchemicy i okultyści nie mieli raczej łatwego życia.
Ten, kto wykraczał poza normy społeczne kończył jako banita.
Piętno przestępcy dotyczy każdego, kto wykracza poza normy prawne danego państwa. A tymczasem, czym jest w istocie gang, lub mafia, jeśli nie organizacją, która za pomocą siły narzuca pewne reguły, walczy z konkurencją i zbiera haracz? Dokładnie tym samym zajmuje się przecież państwo, z tym, że jako monopolista nie życzy sobie drobnej konkurencji, a swoje poczynania określa legalistyczną retoryką. Mamy więc prawo zamiast kontroli, czy podatki w miejsce haraczu. Jego wojna jest zawsze wojną sprawiedliwą, a nie bandytyzmem, rabunkiem, czy rzezią. Podobnie rzecz się miała z religią. Czas i autorytet poparty władzą robiły swoje. Instytucja zakorzeniona w nich, orzekała co jest, a co nie jest metafizyczną prawdą o świecie. Biurokracja wiary wszystkich czasów i miejsc dysponowała, przynajmniej wedle własnych słów jakimś bliżej nie sprecyzowanym 'boskim mandatem', czy 'depozytem doktryny', wedle którego zwalczano drobnych partaczy jako heretyków i sekciarzy.
Wszystkie te instytucje każą wierzyć i partycypować w pewnym Matrixie, zgodnie twierdząc, iż akurat ich Matrix, jest najlepszym z możliwych. Bez względu, na wszystkie racje za tym przemawiające nic nie zmienia faktu, iż Matrix pozostaje Matrixem, a za owymi instytucjami, dekretami i boskimi mandatami, kryje się zwykle metafizyczna próżnia, brak szerszej perspektywy i słabość ludzkiego stada.
Dziś, po latach walki o wyzwolenie z 'autorytarnych struktur władzy' Przeciętny zjadacz chleba nie zamienił się w anioła, jak tego życzyli sobie prorocy Nowego Wspaniałego Świata. Homo religiosus zeszłych epok, uległego wobec Boga i autorytetów zastąpił nietzscheański „ostatni człowiek”. Bierny uczestnik globalnego „społeczeństwa spektaklu”, który ani myśli by rozpocząć własną grę, gdyż w ogóle nie myśli. Woli partycypować w grze projektantów NWO, to znaczy, od rana do wieczora brać udział w wyścigu szczurów o coraz to nowsze dobra konsumpcyjne by spocząć przed plazmowym ekranem oglądając mistrzostwa piłki nożnej. Raj został sprowadzony na ziemię w postaci perspektywy życia na luksusowej stopie i urlopu na Kanarach raz do roku. Resztą zajmują się zawodowi spece od potrzeb, trendów i stylów życia. Tak oto kultura masowa produkuje człowieka masowego; hedonistę – konsumenta, przechodnia w globalnym supermarkecie, gdzie prawom rynku podlega wszystko, nawet religie, idee i poglądy.
Gdy Bóg już umarł, a tyranie zostały obalone, osamotniony człowiek stoi pośród ruin nareszcie wolny. Na pytanie co dalej, co z tą wolnością odpowiada mu głos „autorytetu” z TV. Tam znajduje on egzystencjalną podporę swojego bytu, źródło wiedzy o świecie; „faktów”. W ten sposób pętla zamyka się i realizuje w praktyce ucieczka od, owej niepożądanej wolności.
Matrix ma się wciąż dobrze. Fakt ten bezsprzecznie obnażył niewolniczą naturę człowieka stadnego

Nihil novi sub sole.

1 komentarz:

  1. Dobre! Dogłębna analiza tzw. człowieka współczesnego - małpy społecznej. Polecam!

    OdpowiedzUsuń